Ropa naftowa najdroższa od roku. Możliwe, że cena będzie jeszcze rosnąć

Mateusz Nowak
22.02.2021

Hossa na rynku ropy naftowej trwa w najlepsze. Aktualnie za baryłkę surowca trzeba zapłacić od 62 do 64 dolarów (w zależności od chwilowych wahań cenowych). To efekt między innymi mrozów panujących w Stanach Zjednoczonych. Niewykluczone, że w najbliższych dniach doczekamy się kolejnych wzrostów kursowych. To oczywiście odbije się na cenie paliw na stacjach benzynowych. Kierowcy powinni więc liczyć się z większymi niż dotychczas wydatkami.

Sytuacja rynkowa ropy z wiosny 2020 roku powinna być już traktowana jako piękne (przynajmniej z punktu widzenia konsumenta) wspomnienie. Niemal rok temu cena „czarnego złota” wynosiła około 25 dolarów za baryłkę. W ciągu kilku miesięcy surowiec zdołał jednak odrobić straty. Rok zakończył się skokiem cenowym do poziomu 50 dolarów, a w następnych kilku tygodniach hossa nabrała rozpędu. Dziś za baryłkę należy zapłacić ponad 60 dolarów i wiele wskazuje, że to nie koniec podwyżek cen.

Mróz napędza cenę surowca

Za jedną z głównych przyczyn ostatnich wzrostów kursowych ropy wskazuje się warunki pogodowe panujące w USA. Stan Teksas, który jest pod wieloma względami kluczowy dla wydobycia surowca, zmaga się z mrozami i niespodziewanym atakiem zimy. Termometry notują tam temperatury spadające poniżej 20 stopni Celsjusza. To z kolei doprowadziło do poważnych zakłóceń w dostawie energii. Wiele domów oraz firm pozostało bez prądu. Mróz oraz opady śniegu doprowadziły również do zamknięcia lotniska w Houston oraz rafinerii. W zeszłą niedzielę, Prezydent USA – Joe Biden – ogłosił nawet na terenie Teksasu stan wyjątkowy. I choć prognozy na najbliższe dni wydają się optymistyczne, to efekty ataku zimy mogą okazać się długofalowe. Paraliż regionu wpływa na cenę ropy i doprowadza do napędzania rynkowej hossy. Wstrzymane wydobycie oraz utrudnienia w dostawie już pozyskanego surowca wywołały prawdziwy popłoch. Szacuje się, że powrót do normalności oraz naprawa funkcjonowania sektora naftowego w Teksasie może potrwać nawet kilka tygodni.

Niewystarczające zapasy

Cenę napędza też fakt, że zgromadzone wcześniej zapasy ropy okazały się… niewystarczające. Według raportu opublikowanego przez Amerykański Instytut Paliw, stany magazynowe surowca spadły o 5,8 mln baryłek. To skala, która znacznie przewyższyła szacunki ekspertów. Spodziewano się, że wydobycie może spaść o około 2 mln baryłek.

Warto zwrócić uwagę, że jest to sytuacja dokładnie odwrotna od tej, jaką mieliśmy okazję obserwować wiosną zeszłego roku, gdy cena ropy spadła do historycznie niskiego poziomu. Wówczas światowe zasoby ropy notowały nadwyżkę, a to w połączeniu ze zmniejszonym popytem doprowadziło do rynkowego krachu. Dziś „czarne złoto” jest potrzebne, a przy jego minimalnym nawet niedoborze, należy spodziewać się podwyżek cen.

Złe wieści dla kierowców

Rosnący kurs ropy naftowej na pewno nie jest dobrym sygnałem dla zmotoryzowanych. Mówiąc wprost – tanie paliwo za chwilę stanie się tylko miłym wspomnieniem. Już teraz za Pb98 trzeba zapłacić na niektórych stacjach ponad 5 złotych za litr. Niekorzystny trend raczej się nie odwróci. Podwyżek należy spodziewać się minimum do 21 lutego, a bardzo możliwe, że będą one następować również w kolejnych tygodniach. To nie tylko efekt sytuacji rynkowej, ale także słabnącego złotego. Ceny na stacjach mogą się jednak nieco różnić w zależności od regionu kraju.

Jak konkretnie rysuje się przyszłość ropy?

Trudno wskazać, co mogłoby doprowadzić do ewentualnego wyhamowania skoków cenowych ropy naftowej. Cały świat czeka przede wszystkim na reakcję OPEC+, która musi w jakiś sposób odpowiedzieć na to, co w ostatnim czasie wydarzyło się na rynku surowca. Pamiętać też należy o porozumieniu organizacji na czele z działaniami Arabii Saudyjskiej. To na chwilę obecną czynnik w najmocniejszym stopniu wspierający cenę ropy. Sytuacja na świecie jest jednak na tyle dynamiczna, że w każdej chwili może dojść do poważnych przetasowań i tym samym kolejnych zmian kursowych. Ponadto, świat cały czas zmaga się z pandemią COVID-19. Widmo ponownego lockdownu wciąż jest możliwe, a to znacząco obniży zapotrzebowanie na „czarne złoto”. Z drugiej strony – w wielu krajach proces szczepienia przeciw koronawirusowi jest na zaawansowanym etapie. Jeśli część najbardziej poszkodowanych branż zacznie wracać do działania (np. turystyka), wówczas popyt na ropę wzrośnie, a wraz z nim trzeba będzie spodziewać się kolejnych wzrostów cen.

Czy to dobry moment na inwestycję w ropę?

Wzrosty na rynku ropy szczególnie mocno interesują również traderów. Wielu z nich zastanawia się, czy warto w tym momencie ulokować swój kapitał w tym surowcu. Przy zapowiadanych wzrostach, wydaje się to pewną i prostą inwestycją. Tu jednak należy zachować szczególną ostrożność. Ropa to aktyw charakteryzujący się podatnością na spore wahania. Choć wiele wskazuje na to, że w najbliższej przyszłości będzie drożeć, niewykluczone, że dojdzie do szybszego załamania kursowego. Wiele zależy chociażby od wspomnianej reakcji OPEC+. Jeśli już chce się zainwestować w ropę, warto to zrobić w sposób ostrożny i przemyślany.

Artykuł partnera

Zgłoś swój pomysł na artykuł

Więcej w tym dziale Zobacz wszystkie