Nie ma przypadku w tym, że polski rząd w swojej ostrej retoryce nakładania sankcji gospodarczych na Rosję rzadko wspomina o kwestii ropy naftowej, skupiając się głównie na węglu. Wynika to z faktu, iż Polska jest praktycznie uzależniona od rosyjskiej ropy. Tylko w całym 2021 roku surowiec z tego kierunku odpowiadał za 2/3 całego importu ropy.
Choć polityczne zapowiedzi są bardzo odważne, konsekwentne i stanowcze, to eksperci mają poważne wątpliwości, czy Polska rzeczywiście jest w stanie całkowicie odciąć się od importu ropy z Rosji, dziś realizowanego chociażby ropociągiem „Przyjaźń”.
Wynika to nie tylko z faktu, iż trudno będzie z tygodnia na tydzień czy miesiąca na miesiąc znaleźć innych dostawców, ale także z tego, że polskie spółki naftowe mają zawarte umowy biznesowe z rosyjskimi partnerami.
Najlepszym przykładem jest PKN Orlen. Koncern ma obecnie dwie długoterminowe umowy z rosyjskimi dostawcami. Ta z firmą Tatnieft obowiązuje do 2025 roku i przewiduje import do 200 tysięcy ton ropy miesięcznie. Kontrakt na do 300 tysięcy ton surowca miesięcznie z firmą Rosnieft jest ważny do grudnia 2022 roku.
Nawet prezes PKN Orlen, Daniel Obajtek, który zwykle przyklaskuje wszystkim pomysłom rządu, teraz przyznaje, że nie wie, w jaki sposób miałby rozwiązać te umowy bez konieczności płacenia bardzo wysokich kar. Rozwiązaniem byłoby jedynie nałożenie embarga na rosyjska ropę, ale na to nie ma zgody w samej Unii Europejskiej.