Jak donoszą rosyjskie media, istnieje bardzo poważne ryzyko, iż gazociąg Nord Stream 2 będzie przynosić duże straty. Wszystko przez to, że trwa gigantyczny kryzys na rynku ropy naftowej (bardzo niskie ceny, uderzające bezpośrednio w rosyjską gospodarkę), a ponadto pandemia koronawirusa COVID-19 prawdopodobnie spowoduje drastyczny spadek zapotrzebowania na gaz w całej Europie. Realny jest scenariusz, w którym przez jakiś czas Gazprom nie będzie mógł znaleźć rynków zbytu dla gazu tłoczonego nowym gazociągiem.
Gazociąg Nord Stream 2 jest prawdopodobnie najbardziej kontrowersyjną inwestycją realizowaną w Europie. Od lat próbuje go storpedować Polska, ale na razie bezskutecznie. Swoje zabiegi w celu zablokowania budowy lub przynajmniej zmniejszenia znaczenia gazociągu prowadzą również Stany Zjednoczone. Problem w tym, że ten projekt ma strategiczne znaczenie dla Rosji i Niemiec, a więc krajów, których głos w dyskusji międzynarodowej często jest decydujący.
Nieoczekiwanie największym zagrożeniem dla tego projektu mogą się okazać nie politycy, ale natura. Pandemia koronawirusa będzie mieć fatalny wpływ na światową gospodarkę. Prognozowane jest również znaczące ograniczenie zużycia gazu ziemnego w Europie Zachodniej, przede wszystkim we Włoszech i w Niemczech, a więc krajach, które do tej pory zawsze gromadziły duże zapasy błękitnego paliwa. Do tego dochodzi krach na rynku ropy naftowej, który uszczupla budżet Rosji (a więc i Gazpromu) o niewyobrażalne kwoty.
Niezależnie od tego inwestor, czyli Gazprom, zapowiada dokończenie budowy i uruchomienie gazociągu. Nie nastąpi to jednak zbyt szybko, ponieważ już teraz inwestycja ma co najmniej roczne opóźnienie, a czeka ją jeszcze postępowanie w związku dostosowaniem jej do unijnej dyrektywy gazowej. Polska zyskała więc skuteczny środek do dalszego blokowania oddania gazociągu do użytku.