Aneksja ukraińskiego Krymu, do której doszło w 2014 roku, miała bardzo poważne reperkusje geopolityczne. Jednocześnie okazała się być niezwykle opłacalna dla Rosji, która może swobodnie korzystać z zasobów naturalnych tego regionu. Szczególnie dotyczy to złóż gazu ziemnego, które są intensywnie eksploatowane przez rosyjskie firmy. Zdaniem Ukraińców nie idzie za tym jednak inwestowanie w infrastrukturę.
9,2 miliarda metrów sześciennych
Tyle gazu, zdaniem strony ukraińskiej, miała już wydobyć Rosja od momentu zajęcia Krymu. Surowiec trafia do systemu największego dystrybutora gazu ziemnego na świecie, czyli Gazpromu i jest wykorzystywany na potrzeby krajowe oraz sprzedawany na Zachód. Co oczywiste, Ukraińcy protestują, ponieważ z punktu widzenia prawa międzynarodowego wydobycie odbywa się w sposób nielegalny. Aneksja Krymu nie została oficjalnie uznana przez żadne państwo zachodnie, w tym USA.
Ukraińcy alarmują jednocześnie, że Rosjanie nie inwestują w modernizację infrastruktury gazowej, w efekcie czego platformy wydobywcze są w znacznie gorszym stanie niż przed aneksją. Strona ukraińska twierdzi, że rosyjskie firmy mają za cel wyłącznie wyeksploatowanie złóż – dodajmy, że dotyczy to siedmiu czynnych stanowisk wydobywczych.
Sprawa trafiła do sądu
Ukraiński Naftogaz szuka sprawiedliwości przed Stałym Sądem Arbitrażowym w Hadze, do którego trafiła sprawa nielegalnego wydobycia gazu na Krymie. Ukraińcy zarzucają Rosji między innymi złamanie ustaleń o wzajemnej ochronie inwestycji. Oskarżają ich także o zwykłą kradzież zasobów naturalnych oraz elementów infrastruktury wydobywczej, w tym wiertnic, gazociągów, floty morskiej i budynków administracyjnych. Rosyjskim sposobem na zalegalizowanie wydobycia było przekonanie parlamentu Krymu do znacjonalizowania ukraińskich przedsiębiorstw wydobywczych.
Na razie nie wiadomo, kiedy sąd w Hadze zajmie się tą sprawą i wyda werdykt. Wydaje się być on oczywisty, jednak trudno ocenić, czy strona rosyjska dostosuje się do ewentualnych niekorzystnych dla niej rozstrzygnięć.