Działania amerykańskiej dyplomacji powodują, że nad projektem gazociągu Nord Stream 2 zbierają się coraz ciemniejsze chmury. Jak wynika z raportu Departamentu Stanu USA, z prac pośrednio lub bezpośrednio związanych z kontrowersyjną inwestycją wycofało się już co najmniej 18 europejskich firm, w tym niemieckich.
Choć Stany Zjednoczone do tej pory nałożyły sankcje na wyłącznie jedną firmę pracującą przy budowie Nord Stream 2 (KW-Rus, obsługującą barkę Fortuna wykorzystywaną do układania rurociągu na dnie Bałtyku), to inne przedsiębiorstwa boją się, że mogą być następne. Ten nacisk dyplomatyczny okazał się na tyle skuteczny, że z działań przy tej inwestycji wycofały się nawet niemieckie przedsiębiorstwa – wiadomo, że chodzi o Bilfinger (dostawca usług przemysłowych) oraz Munich Re Syndicate Limited (firma ubezpieczeniowa).
Republikańscy politycy w USA wręcz krytykują prezydenta Joe Bidena, że jego administracja nie podejmuje kolejnych kroków i nie rozszerza sankcji. Wydaje się jednak, że już sama groźba ich nałożenia jest wystarczającym powodem do wycofania się z prac przy Nord Stream 2.
Takie informacje są oczywiście bardzo korzystne dla Polski, która od początku głośno protestuje przeciwko budowie gazociągu z Rosji do Niemiec, omijającego nasz kraj. W podobnej sytuacji jest Ukraina. W Unii Europejskiej Nord Stream 2 wspierają przede wszystkim Niemcy przy cichej aprobacie Francji.
Nowy gazociąg jest nie w smak amerykańskiej administracji, ponieważ jego uruchomienie może spowodować jeszcze większe uzależnienie się krajów Europy Zachodniej od rosyjskiego gazu. To z kolei mogłoby zniweczyć starania USA o zintensyfikowanie zakupów gazu skroplonego LNG od amerykańskich firm.