Końcówka 2018 roku upłynęła nam pod znakiem gorącej dyskusji o planowanych podwyżkach cen prądu. Rząd, dbając przede wszystkim o sondaże, zareagował na to ustawą, na mocy której budżet państwa pokryje straty spółek energetycznych wstrzymujących się przed przenoszeniem kosztów na odbiorców końcowych. Na dłuższą metę nie da się jednak uciec od problemu drożejącego prądu, co pokazują dane z innych krajów europejskich.
Lawinowy wzrost cen
Ceny hurtowe prądu w czwartym kwartale 2018 roku dosłownie eksplodowały. Odczuły to wszystkie kraje europejskie, najmocniej:
W Polsce hurtowe ceny prądu rok do roku wzrosły o 41%, co plasuje nas w połowie europejskiej stawki – podobny wynik odnotowano w Wielkiej Brytanii. Nie ma się jednak z czego cieszyć. Gdy uwzględnimy realne ceny za megawatogodzinę, okaże się, że nad Wisłą mamy jedną z najdroższych energii w Europie, wyprzedzając pod tym względem Norwegię, Niemcy czy Litwę.
Nie uciekniemy przed podwyżkami
Wspomniana ustawa chroniąca konsumentów przed gwałtownym wzrostem rachunków za energię jest tylko działaniem doraźnym. Prędzej czy później ktoś będzie musiał zjeść tę żabę, a tym kimś są odbiorcy końcowi.
Podwyżki cen prądu są nieuchronne i czas się z tym pogodzić. Co gorsza, rząd ma bardzo ograniczony wpływ na to, jakie rachunki będą płacić Polacy. Nasz kraj jest przede wszystkim biorcą, a nie producentem nośników energii, dlatego jesteśmy uzależnieni od sytuacji na światowych rynkach. A ta jest przecież skrajnie nieprzewidywalna.
Zamiast więc liczyć na dopłaty czy ochronę ze strony rządu, należy zwiększyć swoją świadomość energetyczną. Oszczędzanie prądu to tylko jedna z możliwości. Coraz więcej Polaków decyduje się również na zainwestowanie w domowe elektrownie fotowoltaiczne, które rzeczywiście mogą stanowić bardzo skuteczną tarczę obronną przed nieuchronnymi i drakońskimi podwyżkami cen.