Chyba nawet sami pomysłodawcy programu „Mój Prąd” nie mogli podejrzewać, że będzie się on cieszyć tak dużym zainteresowaniem wśród polskich gospodarstw domowych. Tylko do połowy maja 2020 roku (od 13 stycznia, kiedy wystartował drugi nabór) do Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej wpłynęło ponad 40 tysięcy wniosków! Po chwilowym wyhamowaniu w okresie szczytu epidemii koronawirusa, znów gwałtownie przybywa prosumentów.
Pieniądze mogą się szybko skończyć
W momencie pisania tego artykułu (druga połowa maja 2020) dotację z programu „Mój Prąd” otrzymało już ponad 21 tysięcy beneficjentów. W puli pozostało jeszcze około 870 milionów złotych. Teoretycznie: sporo. W praktyce jednak musimy pamiętać, że mnóstwo wniosków nie zostało jeszcze nawet rozpatrzonych z uwagi na ograniczone możliwości ich obsługi w okresie zagrożenia epidemicznego.
Co to oznacza? Że osoby, które szykują się do zainwestowania w fotowoltaikę i chcą uzyskać dofinansowanie, nie powinny zbyt długo zwlekać z podjęciem decyzji. Jeśli dotychczasowe tempo spływania wniosków się utrzyma (kilkaset dziennie) i każdy z nich zostanie rozpatrzony pozytywnie, to pula pieniędzy wyczerpie się wiosną 2021 roku. Biorąc pod uwagę bardzo trudną sytuację budżetową naszego kraju trudno się spodziewać, aby kolejna edycja programu wystartowała od razu, a już na pewno nie w takiej samej skali.
Warto przy tym zaznaczyć, że nawet co szósty wniosek złożony do programu „Mój Prąd” jest odrzucany na etapie wstępnej analizy. Powody? Najczęściej jest to nieczytelność oraz niekompletność dokumentacji. Dlatego warto przypilnować wykonawcę instalacji, aby przygotował wszystkie niezbędne do złożenia wniosku dokumenty.
Przypomnijmy, że w ramach programu „Mój Prąd” można uzyskać dofinansowanie do 50% kosztów budowy mikroinstalacji fotowoltaicznej (o mocy od 2 do 10 kWp), jednak nie więcej niż 5 tysięcy złotych.