Polska branża ciepłownicza od wielu lat boryka się z tymi samymi problemami – koniecznością modernizacji przestarzałych sieci przesyłowych, brakiem pieniędzy, a także presją na utrzymanie możliwie jak najniższych cen ciepła. Sytuacja stale się pogarsza, a na horyzoncie rysują się kolejne zagrożenia, przede wszystkim te związane z przejściem na niskoemisyjne źródła energii cieplnej. Skalę problemów dotykających polskie ciepłownictwo pokazuje raport przygotowany przez Urząd Regulacji Energetyki. Jego lektura nie napawa optymizmem.
Największym zagrożeniem dla branży ciepłowniczej jest to, że produkcja ciepła oraz utrzymanie i modernizacja istniejących instalacji generują coraz większe koszty, których nikt nie chce rekompensować. Samorządy musiałyby przerzucić swoje wydatki na odbiorców ciepła, co mogłoby stanowić olbrzymi problem z politycznego punktu widzenia. Trwa zatem pat, w którym muszą funkcjonować zakłady produkujące i dystrybuujące ciepło.
We wspomnianym raporcie czytamy, że w 2019 roku znów wzrosły koszt sektora ciepłowniczego – był to rekordowy skok, bo wyniósł aż 6,2 procent, co robi wrażenie w porównaniu z 2 procentami w roku 2018. Pocieszeniem nie jest wzrost przychodów, ponieważ wyniósł on tylko 1,2 procent.
Rosnące koszty zakładów ciepłowniczych mają związek przede wszystkim z drożejącymi uprawnieniami do emisji CO2, wyższymi cenami zakupu energii elektrycznej i paliw technologicznych, a także drożej wycenianymi usługami firm zewnętrznych. Wszystko to przekłada się na niebezpieczny spadek rentowności biznesu.
W raporcie URE zwrócono uwagę na fakt, iż polski sektor ciepłowniczy czekają gigantyczne inwestycje związane z koniecznością dostosowania źródeł energii do dyrektywy IED. Szacuje się, że tylko w latach 2020-2029 koszty tej transformacji wyniosą około 5,4 miliarda złotych.
Deską ratunku dla branży ciepłowniczej mają być fundusze unijne, pozyskiwane między innymi z Funduszu Modernizacyjnego.