Za tzw. efekt cieplarniany odpowiada niekontrolowana i stale rosnąca emisja szkodliwych gazów do atmosfery. Rozwinięte kraje świata już dawno porozumiały się w kwestii ograniczenia emisji, ale póki co niewiele z tego wychodzi. Chlubnym wyjątkiem są nasi zachodni sąsiedzi. W Niemczech właśnie odnotowano pierwszy od pięciu lat spadek emisji dwutlenku węgla. Czy ta jaskółka uczyni nam wiosnę?
Informacja o obniżeniu emisji dwutlenku węgla w Niemczech jest o tyle ważna, że mówimy tutaj o największej gospodarce w Europie i jednej z największych na świecie. Dodatkowo nie możemy zapominać, że niemieckie fabryki korzystają z energii pochodzącej głównie ze spalania węgla kamiennego oraz energetyki jądrowej. Tym bardziej należy docenić ekologiczny sukces naszych sąsiadów.
Jak poinformowała Svenja Schulze, minister środowiska, ochrony przyrody i bezpieczeństwa reaktorów jądrowych, emisja CO2 zmniejszyła się w 2018 roku o 4,2 procent w stosunku do roku 2017. Oznacza to, że Niemcy wypuściły do atmosfery około 870 milionów ton dwutlenku węgla, a więc o 38 milionów ton mniej. Te liczby muszą robić wrażenie, zwłaszcza że jest to pierwsza taka sytuacja nad Renem od pięciu lat.
Tak dobry wynik jest efektem kilku czynników. Nie oszukujmy się: ogromną rolę w ograniczeniu emisji dwutlenku węgla miała łagodna zima. W Niemczech, podobnie zresztą jak w Polsce, za emisje szkodliwych gazów w dużej mierze odpowiadają domowe instalacje grzewcze.
Z drugiej jednak strony Niemcy od lat mocno stawiają na zrównoważoną energetykę, a zwłaszcza na technologię OZE. Dla wielu krajów szokiem była informacja, że niemiecki rząd wycofuje się już nie tylko z węgla, ale też atomu. Energetyka w tym kraju w perspektywie kilkudziesięciu lat ma zostać oparta na instalacjach solarnych i wiatrowych.
Na koniec dodajmy, że zgodnie z deklaracją niemieckiego rządu, nasi zachodni sąsiedzi do 2030 roku chcą ograniczyć emisję gazów cieplarnianych aż o 55 procent, w porównaniu z poziomem notowanym w roku 1990.