Gigantyczne zainteresowanie program rządowych dopłat do prywatnych instalacji fotowoltaicznych jest powszechnie znanym faktem. Jeśli jednak ktoś myśli o takiej inwestycji i chciałby skorzystać ze wsparcia w ramach programu „Mój Prąd”, to radzimy przyspieszyć proces decyzyjny. Wszystko wskazuje na to, że ogromna pula środków zostanie bez problemu wyczerpana jeszcze przed końcem 2020 roku.
Można śmiało użyć kolokwializmu i napisać, że Polacy dosłownie rzucili się na fotowoltaikę. Własna elektrownia słoneczna jest świetnym sposobem na oszczędności, ale też na wsparcie walki o czyste powietrze. Do polskich inwestorów najmocniej przemawia jednak czynnik ekonomiczny. Wielu posiadaczy takiej instalacji nigdy by się na to nie zdecydowało, gdyby nie rządowa dopłata.
Przypomnijmy, że w ramach programu „Mój Prąd” można uzyskać dofinansowanie w kwocie do 5000 złotych – dotacja jest bezzwrotna i bardzo łatwo dostępna. Wystarczy tylko spełnić podstawowe kryteria i poprawnie wypełnić wniosek.
Tych wniosków w 2020 roku jest tak dużo (i to pomimo kryzysu gospodarczego spowodowanego pandemią), że urzędnicy nie nadążają z ich rozpatrywaniem. To powoduje, że dotacje spływają z opóźnieniem, przez co pojawiają się niepotrzebne nerwy.
W sierpniu 2020 roku odnotowano apogeum zainteresowania programem. Miesięcznie średnio spływa około 20 tysięcy wniosków. Jeśli to się nie zmieni, jest pewne, że środki w programie przewidziane na kilka lat wyczerpią się najpóźniej do 18 grudnia, czyli do dnia zakończenia naboru wniosków w drugim etapie.
Dodajmy, że do połowy sierpnia dotację otrzymało ponad 60 tysięcy gospodarstw domowych. Ich łączna suma wyniosła blisko 300 milionów złotych. Na razie nie wiadomo, czy w związku z tak ogromnym zainteresowaniem program zostanie przedłużony – wymagałoby to oczywiście dosypania pieniędzy, a na to polskiego budżetu w obliczu kryzysu finansów państwowych raczej nie będzie stać.