To, co do tej pory było jedynie polityczną deklaracją, właśnie stało się faktem. Bundestag oraz Bundesrat (druga izba niemieckiego parlamentu) zgodnie uchwaliły ustawę, która oficjalnie wyznacza kierunek rozwoju niemieckiej energetyki. Nie będzie w niej miejsca dla węgla, co budzi ogromne kontrowersje, nawet w samych Niemczech. Jak wygląda plan odchodzenia od tego paliwa? Zapraszamy po szczegóły.
Uściślijmy, że rok 2038 jest datą graniczną – ambicją naszych zachodnich sąsiadów jest to, aby odejść od energetyki węglowej znacznie wcześniej. W tym celu zostały uchwalone dwie osobne ustawy. Pierwsza z nich zakłada stopniową likwidację elektrowni węglowych. Druga natomiast wprowadza zasadę wypłacania rekompensat w ramach tzw. pomocy strukturalnej o wartości 40 miliardów euro.
Wsparcie zostanie udzielone typowym regionom węglowym, czyli Nadrenii Północnej-Westfalii, Saksonii-Anhalcie, Saksonii oraz Brandenburgii. Środki te będą przeznaczone na szeroko pojętą transformację energetyczną oraz stworzenie nowych miejsc pracy dla osób zwalnianych z wygaszanych elektrowni węglowych. Spółki nadzorujące elektrownie otrzymają wielomiliardowe rekompensaty za przedterminowe przerwanie produkcji energii.
Niemiecki plan został podzielony na etapy. Postępy w jego realizacji będą sprawdzane w latach 2026, 2029 oraz 2032 – wówczas też oceniane będą konsekwencje ekonomiczne i energetyczne wygaszania elektrowni węglowych. Jeśli nie wpłynie to przesadnie negatywnie m.in. na ceny prądu dla odbiorców, w grę będzie wchodzić przyspieszenie całego procesu i wyłączenie ostatniej elektrowni zasilanej węglem już w roku 2035.